sobota, 7 stycznia 2017

w nowym roku

Nowy rok zaczął się hmmm… w moim stylu. Po wypiciu ponad połowy nalewki śliwkowej, kiedy ekipa poszła w miasto, ja poszłam w przeciwnym kierunku. Po wypaleniu fajki, ubrałam się w piżamkę i poszłam do łóżka spać :) i dobrze mi było.
Nie miałam kaca, obudziałam się tak, jak wszyscy, czyli byłam w końcu wyspana. Bo grudzień łatwy nie był. Doliczyłam się 40 nadgodzin! Najbardziej cierpiałam przed wigilią, bo okazało się, ze pomimo próśb i propozycji, że mogę iść nawet w sylwestra do pracy, dostałam dyżur w wigilie. 25h.
Było mi tak przykro dzień przed wigilią, że nie umiałam nawet udawać, że jest dobrze. Ryczałam i nie mogłam tego powstrzymać. Jednak nic się nie zmieniło. Jak zacznę, to ryczę godzinami… Nawet nie chodziło mi o to, że ja będę sama. Smutno mi było przeogromnie, że mamitą z babunią nie spędzą ze mną tego wieczoru. W pracy też trochę ryczałam, jak mi się przypominało, że jestem, gdzie jestem. Mam żal, że nie podzielili tego dnia, nawet teraz. Podzielili każde inne święto, nawet głupi nowy rok :(
Tygrys bardzo się starała, aż w końcu przestała. I dobrze, szkoda sił, bo jak wpadnę w melancholię, to nic nie jest w tanie tego powstrzymać, niestety. Nie zapomnę tego dnia i jak przyjdzie moment, to wygarnę, że czułam się pokrzywdzona.
Tak już u mnie jest, że jak wyrażam swoje zdanie, to albo nikt nie słucha albo nie rozumie, więc ja po prostu zacznę mówić o pierdołach.


Nie miałam żadnych postanowień noworocznych. Zazwyczaj ich nie mam. Decyzja o niepaleniu zapadła kilka dni później. Tygrys w smsie coś tam napisała i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu nie chciała iść ze mną na fajkę. A ja? Nie byłam psychicznie gotowa do tego! Przez co paliłam oczywiście jeszcze więcej i było mi strasznie przykro, że ona może a ja nie. No i że śmierdzi wszystko a ja najbardziej a ona jeszcze mnie całuje. Ble.
Teraz siedzę sobie w Gnieźnie. Nie palę od wczoraj po południu. Szumi mi w głowie, ale nie wiem czy od braku nikotyny, czy on tego, że tabletki mi się skończyły a nie wzięłam z sobą.

No i po raz kolejny zazdroszczę, że ktoś jest w ciąży a nie ja, choć nadal nie znoszę dzieciaków! Tzn bardziej się ich boję i siebie w konfrontacji z nimi, bo ciężko mi się powtrzymać od uderzenia jak mnie denerwują. Ostatnio zostałam pokopana przez takiego 5 latka. Gdybym była sama na sam z nim, to chyba bym go połamała.

A jednak chciałabym mieć potomka, takiego, który już robi kupę chociaż na nocnik najlepiej. 

sobota, 27 sierpnia 2016

...

Wracam z pracy, na klatce już pachnie obiadem. Czuję, że to Tygrys znów coś pysznego mi robi :) Później najczęściej umówione spotkanie. Powrót do domu i stres, że znów się nie wyśpię. Nadal chodzę zestresowana. Może nawet bardziej niż na początku pracy. Zostaję dłużej w pracy, choć już dawno odrobiłam moje zaległe 4h, bo ktoś musi podbić wyniki. Co prawda jest już 3 diagnostów, ale Marcin miał kilka dni wolnego, nowa Magda nie mogła przez jakiś czas się podbijać, bo umowy nie miała, więc zostałam ja, biedny poczatkujący żuczek z całym labo na głowie. Przez to bardzo źle przeżyłam ostatni PMS. Do tego stopnia, że szefowa pytała się czy coś się stało, może ktoś mi zmarł? I że jak chcę, to zawsze mogę pogadać. Oczywiście dzień przed tym wybuchem miłosierdzia była mała burza, taka, że pewnie rzucałabym talerzami albo trzaskała drzwiami gdybym miała okazję.

Okres przyszedł a ja poczułam się jakby lepiej. Najgorsze jest to, że PMS wypada na ostatnie dni przed wypłatą, więc sytuacja pewnie będzie się powtarzać ze wzmożoną siłą. Nadzieja w tym, że nabiorę wprawy i będę lepiej to wszystko ogarniać, bo doszło do tego, że przy pobieraniu krwi się relaksuję :)

Pierwszy dyżur 24h za mną. Szczerze, wolałabym zapieprz przez 12h niż siedzenie i czekanie na kogokolwiek. W takim stanie nicnierobienia totalnie nic się nie chce. Próbowałam dziergać, ale nie wyszło. Próbowałam ściągnąć coś, ale internet za wolny. Nawet gadać nie ma o czym, bo nic się nie dzieje. Dobrze, że choć na chwilę przyjechał mój Tygrysek wybawca i obejrzałyśmy sobie film.
Miałam spotkanie, znów po latach, z Czternastką, która ma już jakieś 21. Trochę się wynudziłam. Truła mi o koniach, zawiedzionych miłościach… jakoś przeżyłam, ale kilka godzin sam na sam po tak długim czasie męczy. Zwłaszcza, że ja nie bardzo lubię spędzać czas na rozmowie.

Na Strzeleckiej akcja dopalacze. Średnio raz na minutę do tajemniczego lokalu wchodzi klient. Niekiedy prawie tworzy się kolejka. Później leżą na schodach i nie mają siły się ruszyć. Dobrze, że tylko taką sytuację widziałyśmy, bo nie wiadomo czego się spodziewać po takim. Wyskoczy z nożem, bo będzie miał jakieś urojenia i stanie się tragedia. Strach wychodzić na ulicę nawet kiedy jest jasno, w niedzielę, kiedy przykładny polak katol idzie do kościoła lub na rodzinny spacer.

A mi jaranie już nie służy. Nie mam siły ani nic powiedzieć ani się ruszyć. Do tego stopnia, że narasta we mnie agresja, wpadam w doła i nawet spac nie mogę za bardzo, bo boję się, że przestanę oddychać. Choć seks był wspaniały! Najlepszy jaki miałam! Czułam się jak w raju, swobodnie i wyuzdanie :) Ale z Tygrysem zawsze są fajerwerki, nawet bez wspomagaczy. Bardzo mi się podoba i podnieca! Chociaż po alkoholu nie mam ochoty…  

Mikuś przyjeżdża w ten weekend. Cieszę się, bo w końcu mam o czym mówić. Ciekawe jak Ala będzie się zachowywać w towarzystwie jego faceta. Ciekawe czy go polubię. Musiałabym z nim pogadać sam na sam, bo on przy innych też bardziej gra niż jest sobą, oczywiście twierdząc, że jest inaczej. Taki strzelec…

Miałyśmy sprzeczkę o żagle. Boję się wsiadać na sigmę. Nie znam się na tym na tyle, żeby sama z Manią ją prowadzić w dodatku z pasażerami. Z drugiej strony, gdyby był na niej ktoś, kto zna się bardziej, czułabym się niepotrzebna, zbędny balast. Poza tym ja nie wiem jak się takie maleństwo zachowuje, bo na całe 3x pod żaglami, była to wielka krowa, którą trudno wywrócić. Nie chcę wpaść do wody. Teraz wiem o co mi chodzi, umiem to jakoś nazwać, ale wtedy byłam po prostu wkurwiająca. Wiem o tym. Ukradkiem w nocy przytulałam się do Tygryska, bo mi było strasznie smutno i przykro i głupio, że jestem taka popierdolona. Mam jakieś swoje zdanie, ale nie umiem go wyrazić.

Jestem chyba na etapie przejściowym przyzwyczajania się do nowej rzeczywistości. Wrażenia już się uspokoiły i zaczynam tęsknić. W Poznaniu za Gnieznem, w Gnieźnie za Poznaniem. Podziwiam nową koleżankę z pracy, że rzuciła się na nowe miasto, gdzie nikogo nie zna. Taki mam już charakter, że trudno mi się przyzwyczaić. A Nową trzeba się zająć, bo mi jej trochę żal. Zaplusowała tym, że uznała, że jestem fajna i normalna i że dobrze się trzymam, bo swojej mamie mówiła, że jestem mniej więcej w jej wieku :)

Aaaa! i jeszcze to, że innej lasce z pracy powiedziałam, że mieszkam z dziewczyną. Skoro pytała… stres był! Gorąco się zrobiło i na chwilę byłam wyłaczona z rzeczywistości.
Skoro kocham Tygryska i mieszkamy razem i jesteśmy szczęśliwe, to czemu nie mówić o tym?
Po tak długim czasie mogłabym jeszcze długo, ale pewnie będzie do tego okazja niebawem.




(ostatnio mniej narowista) seksi klaczka


niedziela, 17 lipca 2016

***

Przyjechałam na weekend do Gniezna. Niestety stwierdzam, że mi to nie służy, bo od razu przytyłam. Chyba już jak zobaczyłam wątróbkę, to przytyłam z pół kg. Później Babunia przywitała mnie boczusiem! A boczuś jest taki pyszny…. Ale dużo nie zeżarłam! A trzeba było sam boczek a nie wszystko dookoła.
To nic. Żonka mnie odchudzi na kapuście. Bo ostatnio wszystko było z kapusty :) albo na mazurach się odchudzę, choć pewnie będą mnie zmuszać do jedzenia i szlag trafi mój niecny plan…
Tygrys sobie pojechał na Woodstock, beze mnie. Ja poszłam grzecznie do pracy. A właściwie pojechałam Bąblem. Dlatego to podkreślam, bo jechałam tylko w jedną stronę… Padł akumulator! A to był dzień, gdzie lało cały czas i podtopienia piwnic, zerwane trakcje i rozwalone transformatory. Mi akumulator padł. Posiedziałam trochę w Bąblu, mając lekką nadzieję, ze chociaż trochę przestanie padać i poszłam na tramwaj… bez parasola. Oczywiście mogłam zawołać kogokolwiek do odpalenia, ale pechów miałam więcej. W portfelu kasy tyle, by chleb kupić, czyli 5zł, a wypadałoby zapłacić za usługę lub chociaż zaproponować. I jeszcze tego dnia zapomniałam telefonu. No w dupie totalnie ciemnej byłam. Więc przemoczona do stanika i gaci pokornie polazłam na tramwaj.
Tygryskowi jeszcze nic nie mówiłam, bonie było kiedy. Mam nadzieję, ze przez to wybaczy mi, że nie umówiłam się do dentysty, ale sytuacja była jeszcze bardziej wyjątkowa, bo w ta wielką ulewę zaczął przeciekać dach! Słyszałam tylko kap kap…
Nie wiem czy spać nie mogłam z nerwów czy tęsknoty, ale musiałam się zaćpać, by zasnąć, by rankiem wyskoczyć z łóżka, podreptać na tramwaj i przybyć do pracy. Już przygotowana na płacenie za odpalenie, z telefonem i całym sprzętem jaki miałam wywieźć do Gniezna na weekend.
Aaaa! I jeszcze mam błąd na umowie o pracę, bo naliczyli mi 20 dni urlopu a przecież mam 26 przy pracy 7,35h jako służba zdrowia.
Poprosiłam szefową o odpalenie Bąbla. Wyjaśniłam, że umiem, że mam kable, że ma tylko podjechać i otworzyć maskę. W wyniku tego niecnego planu, kazałam mi wyjść pół h wcześniej a odpalał mnie facet głównej szefowej, czyli pani dyrektor stacji krwiodawstwa, z którym umówiłam się na szachy :D
Przy okazji zjebał jakąś kobietę, bo ta się denerwowała, że ją zastawił :D
Wesoło mam w pracy, choć ten pamiętny dzień z deszczem i Tygrysem na Woodstocku ciężki był…


Klaczka :)

wtorek, 5 lipca 2016

bieżące informacje

Oj dzieje się, dzieje :) I nie narzekam, przeciwnie, bardzo mnie to cieszy :)
Wiecie jak najlepiej sprawdzić dopasowanie dwóch osób do siebie i siłę związku? Należy umieścić ich w jednym kajaku! Autentycznie!! Był wkurw, były nerwy, przekleństwa, złości i wścieklizna. Ale było cudownie!! I to pierwsze nie ma już tak wielkiego znaczenia w porównaniu z super wyjazdem z Żonką. Nie powiem, że było łatwo, bo o mało co a rozwód byśmy wzięły. Fakt jest taki, że się znowu w tej swojej Pannie zakochałam. Żadna inna by nie dała rady ze mną tyle wytrzymać. I chyba każdej innej bym jednak przypierdoliła z wiosła jakby mi zasnęła po pijaku w kajaku. A jednak Klaczka nie oberwała ;) Mamy fuksa, że na siebie natrafiłyśmy :)

Jeszcze z istotniejszych rzeczy to informacja, że po wielu staraniach i namowach udało się nam w końcu zamieszkać razem. Z nastawieniem, że na dłużej niż tylko kilka godzin w weekendy. Na razie mega mi się podoba. Jest czyściutko w mieszkaniu i mam się do kogo odezwać przy posiłku. Utworzył się już swego rodzaju podział obowiązków - Hany sprząta, pierze, ściera kurze, układa w szafach, prasuje, przekłada i porządkuje. Ja gotuje. Moje Kochanie lubi jeść :)


środa, 22 czerwca 2016

skrót skrótów

Ostatnie kilka tygodni spędziłam nad notatkami. Inni pewnie siedzą nad książkami, ale ja i tak z każdej książki robię własny skrót, więc przyłożyłam się na wykładach i stąd nie musiałam tracić kasy na kilka drogich książek.
Byłam na rozprawie przeciwko Amazon. Niby jako świadek, ale trochę to przeżyłam. O szczegółach nie mogę pisać, bo dyrekcja amazona ma wszędzie swoich ludzi i nigdy nic nie wiadomo.
Tygrys zdała egzamin na sternika i będzie mnie wozić jachtem po jeziorach. Nie żeby było mi z tym dobrze, bo czuję się gorsza i mam przy niej dużo do nadrobienia. Jest plan, żeby trochę popracować, odbić się od drugiego dna i zacząć robić prawko na moto, ale ciii… Oczywiście mogłabym jeździć na 125, ale szkoda kasy na bzyczka.
Bąbel miał bliskie spotkanie ze słupkiem. Nie wiem jak to się stało i dlaczego akurat przed egzaminem, ale było gorąco a ja starałam się nie posrać ze stresu. Na szczęście, będąc żoną Tygrysa, znaleźli się dobrzy kumple, których jeszcze bąbel nie odstrsza i ładnie doprowadziły go do stanu używalności. Kolejnym krokiem jest nowy zderzak i klima, ale pewnie kasy z ubezpieczenia nie starczy, bo trzeba opłacić dyplom, zdjęcia, notariusza, lekarza, pieczątkę i kupić butle z gazem na kajaki.
Bo jedziemy na kajaczki :) i na żagle też. A najlepsze jest to, że jeszcze nie pracuję, a już mam urlop :D Jak zdam, to podpisuje umowę. Prawdziwą umowę o pracę. Będę diagnostą i będę autoryzować wyniki.
Więc nie zostaje nic innego jak zdać. Dziś już mi się nie chce… więc udając, że odpoczywam, robię sobie piękne stópki. żeby Tygrysa nie podrapać w łóżku :) bo się w niej znowu zakochałam.  Fajna ta moja żona.

klaczka


czwartek, 19 maja 2016

gdzie są moje pieniądze!

Jak to się dzieję, że jak tylko dostane trochę kasy ( tak jak na przykład teraz w postaci premii) to ona raz dwa trzy gdzieś się upłynnia!
Forsa się mnie nie ima!
Ps. A Ktoś mi obiecał, że mnie nauczy oszczędności!!

piątek, 29 kwietnia 2016

wytłumaczenie

Mam takiego dziwnego doła, że aż trudno o tym pisać. Taki ciężki, pełen zobojętnienia i stracenia wszelkiego sensu. Na nic nie mam ochoty, za to pomysłów pełno, tylko żaden nie wychodzi.
W przerwie między nauką chciałam zrobić kiciusia na szydełku. Takie prostego na 3h roboty, nawet nie. I co? Nie wychodzi! To dołuje jeszcze bardziej, bo ma się wyrzuty sumienia, że jednak nic nie umiem na ten egzamin.
Poza tym jak go zdam? To co wtedy? Nie mogę już siedzieć na dupie i czekać na łaskę. Muszę iść gdziekolwiek i wyprowadzić się, bo z matką dostaję często szału. Nie, że mnie wkurza, tylko żal mi jej, bo też straciła pracę i jak ma mieć pasożyta na utrzymaniu, to wolę się wynieść…
Z drugiej strony jak się wyprowadzę, to się zatęsknię… bo jestem teraz tak podzielona na pół… najgorsze, ze wszędzie jestem zaangażowana emocjonalnie. No tak mi się zrobiło na starość.
A to wszystko musiałam napisać, bo tygrysowi należy się wytłumaczenie moich zachowań, które i tak udaje mi się ukrywać, ale jeszcze trochę i wybuchnę, albo rykiem albo agresją.

Taka jestem popieprzona, ale przynajmniej staram się wyjaśnić dlaczego, chyba po prostu to strach. 

Klaczka